top of page

Nieopodal Warszawy, w Łomiankach znajduje się wyjątkowy budynek. Pomiędzy drzewami dostrzec można wysoką pionową ścianę z zaskakującym obrazem wykonanym w technice sgraffito. Trudno się nie zatrzymać, nie zapatrzeć, nie zacząć snuć fantazji, co też to niecodzienne przedstawienie pegazów wzbijających się ku słońcu ma symbolizować. 

 

W domu czeka nas jeszcze więcej zachwytów, niesamowitych odkryć. A jest to nie tylko dom. Przede wszystkim jest to pracownia. Miejsce to stworzyli Helena i Lech Grześkiewiczowie w latach 60. XX wieku – potrzebowali przestrzeni do realizacji swoich monumentalnych prac, na które zamówienia spływały nie tylko z Polski, ale i z zagranicy. Wkrótce do artystów dołączył ich syn Piotr. Później artystyczno-rodzinne grono poszerzyło się o córki Piotra – Dorotę i Malwinę. Teraz pracownią zarządza Dorota, która powoli po śmierci taty kataloguje i przeprowadza renowacje niektórych obiektów dziadków i ojca, ale także intensywnie prowadzi swoją własną działalność artystyczną. Do tej pory korzysta z narzędzi i receptur dziadków. W  pracowni wciąż znajdują się liczne prace artystów, takie jak: żyrandole, misy, rzeźby oraz płaskorzeźby.

 

Prace Grześkiewiczów  można napotkać w wielu miejscach, zwłaszcza w Warszawie, Lublinie, Poznaniu czy Włocławku. Polichromie artystów zobaczyć można na ścianach kamienic na warszawskiej i lubelskiej Starówce czy we wnętrzach kościołów, np. św. Jakuba przy warszawskim placu Narutowicza. Słynne są też ich fantazyjne, monumentalne żyrandole, które zdobią sufity w Pałacu Kultury i Nauki, w teatrach czy w auli SGGW. Jeden z nich, pochodzący z kawiarni Nowy Świat, był z kolei pokazywany na wystawie w Paryżu, o czym informowała poetka Julia Hartwig. Helena i Lech związani byli mocno z Fabryką Fajansu we Włocławku. Tam właśnie początkowo produkowane były ich żyrandole. Małżeństwo nadało też zdobniczy styl włocławskim wyrobom ceramicznym. 

 

Swego rodzaju sensacją było odkrycie naściennych płaskorzeźb ceramicznych Grześkiewiczów na warszawskim MDM-ie w 2019 roku. Grupa restauratorów wynajęła jeden z lokali przy Marszałkowskiej (dawna siedziba Sklepu Stołecznych Zakładów Krawiecko-Kuśnierskich) i w trakcie remontu natknęła się na prace Heleny i Lecha: „W orbicie Słońca” i „Manekiny”. Były one zatynkowane! Na szczęście udało się je odsłonić, a my możemy je podziwiać, wpadając do włoskiej restauracji W orbicie Słońca, która wzięła swoją nazwę od jednej z ceramicznych okładzin. Grześkiewiczowie w PRL-u wykonali wiele zdobień w budynkach w centrum Warszawy, między innymi w sklepie Aromat z kawą i herbatą czy w salonie Sztuka i Moda. Niestety prace te nie przetrwały.

 

Helena i Lech

Helena pochodziła z zamożnej rodziny Dowkonttów o litewskich korzeniach. Urodziła się na Kielecczyźnie, dokładnie w Suchedniowie. Najpierw studiowała w Paryżu w Akademii Julien i wystawiała swoje prace w Salonie Artystów Francuskich, gdzie uchodziła za bardzo utalentowaną malarkę, następnie trafiła na Królewską Akademię Sztuk Pięknych w Rzymie. Tam też Lech – pochodzący z Poznania, ale jako dziecko wychowany w Kopenhadze, gdzie jego ojciec prowadził fabrykę mebli skórzanych –został przyjęty na studia. Tak się poznali. Tuż przed wojną wrócili do Polski już razem. Kiedy wybuchła druga wojna światowa Lech zamieszkał z Heleną w jej pracowni przy Filtrowej. Mimo wojennych trudów starali się tworzyć. Wygrali tajny konkurs na ozdobienie prezbiterium we wspomnianym kościele św. Jakuba przy pl. Narutowicza. Prace rozpoczęły się 1 sierpnia 1944 roku i tego samego dnia zostały przerwane w wyniku wybuchu powstania warszawskiego – polichromie zostały ukończone po wojnie. To nie był jednak koniec wojennych przejść. Pewnego dnia wszyscy mieszkańcy kamienicy przy Filtrowej zostali wygnani na ulicę, byli od krok od rozstrzelania. W końcu jednak zostali załadowani do pociągu i wywiezieni w nieznane. Ale… znów cudem udało im się uciec z transportu! Uciekając, Lech i Helena, trafili najpierw do Opoczna, następnie dotarli do Częstochowy, gdzie postanowili nie zwlekać i wzięli ślub 8 października1944 roku. 

 

Kiedy wojna się skończyła, sytuacja Grześkiewiczów wciąż była trudna, mieli problem, by znaleźć pracę. W końcu udało im się zatrudnić przy urządzaniu siedziby rządu tymczasowego przy ul. Wileńskiej. Zajmowali się także konserwacjami, choćby w Belwederze, w pałacu w Natolinie i w Pałacu Myślewickim w Łazienkach.

 

Zdecydowanie w ich biografii wyróżnia się praca przy renowacjach staromiejskich rynków czy współpraca z włocławską fabryką, gdzie małżeństwo najpierw eksperymentowało z ceramiką, a następnie kształciło fachowców, jak wykonywać konkretne przedmioty. We Włocławku wykonywane były ręcznie ich monumentalne żyrandole.

 

Grześkiewiczowie najpierw razem, a następnie z synem Piotrem, zaprojektowali i wykonali wiele monumentalnych dzieł ceramicznych, fresków, sgraffito i witraży, mieli liczne wystawy swoich prac, otrzymywali też za nie nagrody. Trzeba jednak podkreślić, że trudno byłoby im tworzyć swoje często poważnych rozmiarów dzieła, gdyby nie odpowiednia pracownia…

 

Łomianki 

I tak wracamy do Łomianek. Do domu-pracowni. Kiedy jasne się stało, że warszawskie pracownie w mieszkaniach są za małe na potrzeby twórczości Lecha i Heleny, której centralnym punktem stała się ceramika, podjęli decyzję, by stworzyć miejsce skrojone na swoje potrzeby. W latach 60. znaleźli idealną przestrzeń w Łomiankach. Tu przy wsparciu architektki Barbary Brukalskiej powstała w 1964 roku wyjątkowa pracownia. „Tata skonstruował w domu unikalną konstrukcję – ruchomą ścianę, na której mogli w skali 1:1 projektować monumentalne prace wykonywane np. dla kościołów. Dziadek eksperymentował też ze szkłem, tworząc wypukłe witraże” – opowiadała Dorota, córka Piotra, wnuczka Heleny i Lecha, w wywiadzie udzielonym miesięcznikowi kulturalno-społecznemu lomianki.info.

 

Pracownia wysoka jest na dwa piętra i w słoneczne dni zalana naturalnym światłem, gdyż posiada ogromne okna. Oczywiście bardzo ważnym elementem są piece do wypalania ceramiki. Ale cały dom, nie tylko pracownia, jest niesamowity, wypełniony pracami rodziny Grześkiewiczów. Dom z zewnątrz ozdobiony jest, jak już wiemy, przykuwającym uwagę sgraffito potężnych rozmiarów. Na tarasie przed domem poskładano nagradzaną w Pradze, lecz częściowo potłuczoną w transporcie posadzkę. W ogrodzie natkniemy się na basen wyłożony – jakżeby inaczej – ceramiką. Wokół – niezwykłe ceramiczne rzeźby. Z kolei klatkę schodową zdobi płaskorzeźba ceramiczna wyciśnięta z form przygotowanych do Teatru w Budowie. Wnętrze pracowni jest być może jeszcze bardziej niesamowite. Znajdziemy w niej charakterystyczne dla Grześkiewiczów żyrandole, jak i ceramiczne obrazy, lecz także olejne prace. Do tego w każdym niemal kącie różnego rodzaju wazony, rzeźby, figurki, miski i misy oraz wazy inspirowane tymi greckimi. 

 

Piotr

W takim właśnie domu – przesyconym artystycznym rzemiosłem – dorastał urodzony w 1945 roku w Warszawie Piotr Grześkiewicz, a potem jego córki. Nie tylko od najmłodszych lat był otoczony i zainteresowany sztuką, lecz także wyraźnie uzdolniony w tym kierunku, dlatego postanowił iść w ślady rodziców. Najpierw podjął studia na Wydziale Architektury Politechniki Warszawskiej, którą ukończył w 1970 roku. W 1976 roku w Paryżu studiował malarstwo i grafikę. Bardzo szybko, jeszcze przed ukończeniem nauki, brał udział w wielu projektach przygotowywanych w pracowni rodziców. Samodzielny projekt Pomnika Zwycięstwa i Wolności jego autorstwa, który miał stanąć w Ogrodzie Saskim w Warszawie, otrzymał główną nagrodę w ogólnopolskim konkursie architektonicznym. „Jego rzeźby i płaskorzeźby ceramiczne cieszyły się w środowisku artystycznym dużym uznaniem, czego wyrazem stała się indywidualna wystawa w Galerii Domu Artysty Plastyka, w siedzibie Okręgu Warszawskiego Związku Polskich Artystów Plastyków, zorganizowana w 1979 roku” – czytamy na stronie grzeskiewiczowie.art. Ceramiczna płaskorzeźba Piotra Grześkiewicza ozdobiła księgarnię przy ulicy Gagarina w Warszawie – podobnie jak kiedyś prace jego rodziców zdobiły sklepy na MDM-ie. W późniejszym okresie wraz ze swoimi rodzicami Piotr zajmował się większością dużych realizacji plastycznych wykonywanych w rodzinnej pracowni. Warto podkreślić, że tworzenie tak monumentalnej ceramiki, jaka wychodziła z pracowni w Łomiankach, wymagało zaangażowania kilku osób, pracy zespołowej. „Gdy dołączył do nas syn Piotr, stanowiliśmy zgrane trio, które mogło podejmować wiele prac. Syn skończył architekturę, realizował się w pracy twórczej z nami, a po śmierci żony Heleny, we dwóch także zrobiliśmy niemało. Wykonaliśmy prace artystyczne co najmniej w 20 kościołach w Polsce, a również w wielu innych obiektach” – opisywał rodzinną współpracę Lech Grześkiewicz.

 

„Babci obrazy są delikatne, efemeryczne. Dziadka sztuka jest bardziej ekspresyjna, z charakterem, lubił eksperymentować, szukał nowych pomysłów. Tata preferował sztukę abstrakcyjną, ale też łagodną. Jednak zawsze stanowili zespół a prace były realizowane i podpisywane wspólnie” – opisywała sztukę swoich dziadków i taty Dorota Grześkiewicz we wspomnianym wywiadzie. 

 

Dorota

 

A skoro o Dorocie mowa, to właśnie ona zajmuje się dziś krzewieniem pamięci o swoich przodkach i archiwizowaniem ich twórczości, bo oni sami, w natłoku pracy, nie mieli na to czasu ani głowy do tego. Głównie jednak zajmuje się własną twórczością, chociaż przyznaje, że na początku buntowała się, nie zamierzała kontynuować rodzinnej tradycji. Dlatego najpierw swoje kroki skierowała na Międzywydziałowe Studia Ochrony Środowiska i do Warszawskiej Szkoły Reklamy, ale szybko, jeszcze podczas nauki, zdała sobie sprawę, że jednak chce pracować z tatą. Ostatecznie ukończyła studia na Wydziale Rzeźby Akademii Sztuk Pięknych w Warszawie,.

 

Dziś w domu w Łomiankach, którego serce stanowi pracownia z trzema aż piecami do wypalania ceramiki, Dorota wraz z siostrą Malwiną kontynuuje tradycje rodzinne, działając wspólnie z siostrą jako Grześkiewicz Design Studio oraz praktykując twórczość indywidualną. Korzystają z nauk dziadka i taty w kwestii  technologii różnych technik plastycznych, jak i materiałów. 

„Pociągają mnie formy abstrakcyjne i to jak kształtują przestrzeń. To, co jest kontra to, czego brak. Zderzam to z inspiracjami czerpanymi z natury. Pomagają mi w tym doświadczenia wyniesione z wcześniejszych studiów przyrodniczych” – mówi o swojej twórczości Dorota, która przyznaje również, że jej ulubioną techniką jest ceramika, a także że twórczość dziadków i taty miała wpływ na jej umiłowanie do intensywnych barw i bogactwa koloru.

 

Skoro znacie już historię rodziny Grześkiewiczów, to zapraszamy was do ich niezwykłej pracowni w Łomiankach, po której naszą czułą przewodniczką była Dorota. Zobaczcie sesję, która powstała wśród unikatowych przedmiotów tworzonych z uwagą, pieczołowitością, rozmachem i fantazją. Zanurzcie się w tym miejscu, w którym można uciec od rzeczywistości i poczuć się jak w baśni.

bottom of page